Forum Forum czytelnikow miesiecznika Fun Club Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

5cz sagii Twilight OCZAMI KOGOS NOWEGO new R4 i 5

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum czytelnikow miesiecznika Fun Club Strona Główna -> Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zuzia_th




Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieberland

PostWysłany: Pon 19:52, 09 Mar 2009    Temat postu: 5cz sagii Twilight OCZAMI KOGOS NOWEGO new R4 i 5

Dodaje 1 rozdział "5 częsci" sagii Twilight. Jest nieco długi, dlatego podziele go na części żeby lepiej się czytało. Mam nadzieje ze się Wam spodoba. Dla tych którzy juz czytali jego część - rozdział jest juz skompletowany i skonczony.


Początek i koniec

Dochodzila godzina 18.30, zdazyl zapasc juz zmierzch. Wiatr nabral predkosci kolyszac
liscie, stojacych kolo siebie w szeregu drzew, a ja wciaz nie moglam zdecydowac sie na mój plan, plan, którego tak bardzo pragnelam wprowadzic w swoje zycie, a którego tak ogromnie sie balam.
Stalam wlasnie przy niewielkim, troszke zabrudzonym przez zacieki oknie, mojego wynajetego pokoju w jednym z nielicznych moteli, tu w malym miasteczku, - na pólwyspie Olympic w stanie Waszyngton - które przez wiekszosc swojego istnienia, nie mialo okazji podziwiac jak pieknie potrafia rozchodzic sie promienie sloneczne, padajac po kolei to na wzgórza czy pagórki. Jak ukazuje rózne odcienie koloru zielonego, lisci czy lak az wreszcie jak cudownie jest poczuc odrobine zlocistego ciepla na swojej twarzy. Ja sama od pewnego czasu nie mialam okazji tego doznac. Podróżowałam juz tak długo, by wreszcie moje poszukiwania doprowadziły mnie aż tutaj. Tak, to właśnie było Forks. To tu teraz mialam spedzic niewiadoma mi ilosc czasu, dłuższą niż gdzie kolwiekindziej, podczas mojej calej podrózy.

Do Forks przyjechalam sama, bo tak wlasciwie od dluzszego czasu mieszkam sama, podrózuje sama i w zasadzie wiekszosc mojego zycia uplywa mi w samotnosci. Ale to mialo sie niebawem zmienic, jesli tylko udaloby mi sie wszystko na co tak bardzo liczylam. Nigdy nie myslalam, ze kiedykolwiek bede pragnela tego w takim stopniu. Nie wiem co mna kierowalo bardziej - nienawisc czy ciekawosc. W mojej glowie klebila sie teraz niezliczona ilosc mysli, których nawet ja nie moglam polapac. Teraz jedyne na co mialam ochote, to odpoczac, uwolnic sie od tego wszystkiego. Chcialam zasnac, nie snic o niczym, miec w glowie pustke i obudzic sie wypoczeta nad ranem. Wiedzialam jednak, ze czeka mnie dluga noc.

Rano, pogoda chyba postanowila mi sprzyjac. Niebo bylo wciaz zachmurzone, nie lalo.
Ubralam sie stosownie, do atmosfery jaka panowala na zewnatrz przeszukujac wczesniej
cala moja walizke by wreszcie znalezc cos w czym bylo by mi wygodnie a zarazem gustownie i zwyczajnie. Jeansy idealnie pasowaly do mojej fioletowej bluzki z niewielkim dekoltem Wlosy, siegajace mi do ramion, zostawilam rozpuszczone, zaczesujac tylko grzywke do tylu, spinajac paroma najzwyczajniejszymi wsuwkami. Wygladaly dobrze. Mniemajac, iz czekoladowy braz - bo taki byl mój kolor wlosów - rzeczywiscie dobrze komponowal sie z zestawem który wybralam. Przy wyjsciu, nalozylam na siebie szary, zamszowy plaszczyk zapinany pod szyje dwurzedowymi guzikami i wcisnelam sie w moje szare zamszowe botki na niewielkim obcasie. Tak, szary to byl chyba jeden z moich ulubionych kolorów. Nie chcialam zeby ktokolwiek specjalnie zwracal na mnie uwage, nowa osoba w tak malym i zwyczajnym miasteczku, jest dla mieszkajacych tu ludzi czyms odmiennym. Nie wspominajac iz nowa osoba bylam wlasnie ja, co ewidentnie zaciekawiloby przechodniów. Zaczelam zastanawiac sie czy aby nie wygladam za elegancko, dochodzac do wniosku, ze chyba nie obejdzie sie bez gapiów.

Celem mojego dzisiejszego dnia bylo dowiedziec sie jak najwiecej o pewnej rodzinie, która podobno zamieszkiwala te okolice a mianowicie chodzi mi o rodzine - Cullen'ów. Co do jednej osoby bylam jednak prawie pewna, wiedzialam, ze Edward Masen - a w zasadzie byl to juz Edward Cullen - zyje.
Wiedzialam takze o niejakim Carlisle'u Cullen'ie, który zostal przybranym ojcem Edwarda. A wiec, rodzina Cullenów istniala, a przynajmniej dwoje z nich na pewno.

Mialam zbyt ogólne informacje by móc stwierdzic, iz rzeczywiscie bylo ich wiecej, mieszkaja tutaj i maja sie dobrze.
Forks nie bylo wielkie mimo to czulam sie komfortowo majac przy sobie samochód jakim byl Subaru Forester, choc nie przywiazywalam zbytnio uwagi do tego jaki samochód wypozyczalam. W Europie - gdzie spedzilam znaczna czesc mojego zycia - przywiazalam sie do mojego srebrnego Peugeota 407. Byl autem niewielkim ale zarazem eleganckim i komfortowym - w sam raz dla mnie. Równie dobrze moglam wypozyczyc go tutaj ale to chyba nie bylo by to samo. Wazne, ze mialam przy sobie pojazd na czterech kólkach.

Do szpitala trafilam bez wiekszych problemów - byl on pierwszym punktem mojego dzisiejszego zwiedzania. W srodku nie bylo nic nadzwyczajnego - szpital jak szpital. Nie byl specjalnie zatloczony. Od czasu do czasu mozna bylo ujrzec doktorów czy lekarzy spieszacych sie do jakiegos innego punktu budynku. Paru pacjentów siedzialo na rzadowych krzeselkach czekajac na swoja kolejke. Inni zas zmierzali w strone schodów mijajac po drodze pielegniarke prowadzaca wózek inwalidzki na którym siedzial jakis mniejszy chlopiec z prawdopodobnie zlamana noga. Ja skierowalam sie w kierunku recepcji.

- Dzien dobry, w czym moge pomóc - uslyszalam, cienki ale dosc mily glos jednej z kobiet siedzacych za lada. Byla to mloda, dosc drobna blondynka. Mimo iz nie widzialam jej calej mozna bylo domyslic sie, ze nie jest takze wysoka.
- Szukam pewnego pana - odpowiedzialam - a raczej doktora o nazwisku Cullen, podano mi informacje, ze tu pracuje. Czy jest mozliwosc skontaktowania sie z nim?
- Doktor Cullen niestety nie ma dzis dyzuru. - spojrzala na mnie z mina wyrazajaca iz nie bedzie mogla mi dzis pomóc.
- Kiedy moge go zastac? - zapytalam, nie rezygnujac z dalszej rozmowy. Nie mialam najmniejszego zamiaru wychodzic stad bez zadnych dodatkowych informacji. Nie teraz kiedy wszystko bylo w zasiegu reki.
- Przez caly weekend ma wolne, nie ma go takze w miescie. Moze Pani zglosic sie jedynie na poczatku przyszlego tygodnia. Moge Pania od razu zarejestrowac.

Przez chwile zastanawialam sie co zrobic dalej, przeciez nie moglam bezczynnie siedziec przez caly weekend i czekac az Cullen w koncu wróci. Moglam poprosic o numer telefonu ale co niby mialam mu powiedziec? Wolalam najpierw w jakis sposób przyjrzec sie jak wyglada a nastepnie porozmawiac z nim osobiscie - Nie, to nie potrzebne. Dziekuje za informacje i do widzenia - odwrócilam sie natychmiastowo do wyjscia.

W samochodzie zastanawialam sie jaki krok podjac teraz. Carlisle'a nie zlapie w przeciagu calego weekendu. Gdybym chociaz wiedziala gdzie przebywa. Moze wyjechal mówiac innym, ze jedzie na urlop - a dla niego mial to byc urlop bezpowrotny co oznaczaloby, ze moje poszukiwania znów musialyby zmienic nieco kierunek. Nie, to by bylo za proste i zupelnie nie w stylu Carlisle'a. Gdyby rzeczywiscie chcial opuscic Forks, nie wyjechalby bez pozegnania i najmniejszych wyjasnien. Raczej mialby plan. Nie znalam go w ogóle, a mimo wszystko wiedzialam jakby sie zachowal. Wiele sie o nim nasluchalam. Powiedziala bym nawet, ze byl wampirem z klasa - i jakby nie bylo dalej nim jest. Czasem zaskakuje sama siebie. Jak moglam mówic takie rzeczy i przewidywac takie sytuacje skoro nigdy nie mialam okazji porozmawiac z doktorem Cullenem. Malo tego do pewnego czasu nie zdawalam sobie sprawy z jego istnienia a kiedy juz sie dowiedzialam nigdy nie mialam pewnosci, ze naprawde zyje, az do dzis. Dzisiejsza wizyta to potwierdzila.

Nie wiedzac za bardzo gdzie mialam sie teraz kierowac, zdecydowalam, ze zatrzymam sie przy niewielkim sklepie wyposazonym w rzeczy przydatne na camping. Chcialam zadac pare pytan, kto jak kto, ale w tak malym miasteczku ludzie powinni mniej wiecej orientowac sie gdzie i kto mieszka. Za lada zobaczylam mlodego, dosc przystojnego jak na swój sposób blondyna. Wygladal na okolo 18 - 19 lat, a wiec mógl byc w moim wieku, co ulatwiloby mi sprawe o wiele bardziej. Lepiej dogadac sie z osoba, która nadaje na tych samych falach. Zastanawialam sie tak przez moment, kiedy spostrzeglam, ze ów mlody mezczyzna przygladal mi sie chyba przez dluzsza chwile. Na jego miejscu zrobilabym pewnie dokladnie to samo, widzac za szklanymi drzwiami np jakiegos chlopaka trzymajacego klamke z szeroko otwartymi oczami, wpatrujac sie z zastanowieniem w ekspedientke. Pewnie glupio musialo to wygladac, wiec czym predzej otworzylam drzwi i weszlam do srodka. Wewnatrz sklepik wygladal zdecydowanie wyrazniej i bylo w nim o wiele cieplej niz na zewnatrz.
- Czesc, czy móglbym Ci w czyms pomóc? - uslyszalam po chwili.
- Eee...tak...wlasciwie to tak - usmiechnelam sie, choc wygladalo to bardziej jak jakis grymas - Chcialam zapytac...
- Potrzebujesz czegos co przydaloby Ci sie na jakas podróz ale pewnie nie za bardzo sie na tym znasz? - wyskoczyl z pytaniem tak szybko, ze nie dal mi nawet szansy dokonczyc.
Z reszta co to w ogóle bylo za pytanie? Akurat podrózy to ja mialam ostatnimi czasy az za nadto. Co prawda nie potrzebowalam do tego namiotu czy jakiegokolwiek innego sprzetu wyprawczego ale nie oznaczalo to, ze nie znalam sie takze na takich rzeczach.
- Nie, nie przyszlam tu po sprzet. Mam pare pytan na które ty prawdopodobnie móglbys mi odpowiedziec.
- Szukasz drogi, miejsca noclegu a moze chcialas dostac sie do Port Angeles?
- Eee...nie nic z tych rzeczy. Ja...wlasciwie to chcialam zapytac o pewna rodzine, mieszkajaca tu nie daleko. Jestes mieszkancem Forks wiec prawdopodobnie sie w tym orientujesz.
- Ach...tak. A wiec jestem mieszkancem Forks...jestem Mike tak przy okazji...milo mi.
- Vivianne, cala przyjemnosc po mojej stronie - patrzyl na mnie z coraz wiekszym zaciekawieniem i o dziwo coraz bardziej angazowal sie chyba w ta rozmowe - chcialam zapytac czy znasz moze lub wiesz gdzie mieszka rodzina Cullenów? - wpatrzylam sie teraz w niego wyczekujac pozytywnej odpowiedzi.
- Hmm...Cullenowie...cóz to juz chyba ich urok, ze sa tacy popularni - odpowiedzial, usmiechajac sie kacikami ust - Tak znam ich osobiscie i wiem tez gdzie mieszkaja. Niestety nie mam z nimi kontaktu od czasu gdy skonczylismy te sama szkole. Odwiedzilem ich tylko dwa razy na imprezie po zakonczeniu roku szkolnego i na slubie Belli z Edwardem. Nie rozumiem tylko co tak piekna dziewczyna jak ty, robi w tak malym miasteczku szukajac Cullenów? To Twoja rodzina? - wiec Edward zyl i mieszkal tu, nie tylko z Carlisle'm ale takze i z wlasna zona. Czy to na pewno byl Edward o którego mi chodzilo? Czy nie pomylilam moze miejscowosci lub nazwisk? Nie, to bylo prawda, absolutna prawda. Mial zone. Nie moglam przeanalizowac dokladnie moich mysli. Wszystko bylo tak skomplikowane i trudne do zrozumienia...
- Hello?! Wszystko w porzadku? Wygladasz dosc dziwnie i nie odpowiedzialas na moje pytanie - doszedl do mnie glos Mike'a, którego dopiero co poznalam
- yyeee....co? Nie, to zadna rodzina. Ja...ja po prostu potrzebuje sie z nimi skontaktowac a wlasciwie to z Edwardem. Sprawy osobiste. Jak moge do nich dojechac? - nagle do sklepu weszla 5 jakis nastolatków, smiejac sie i rozmawiajac ze soba, dwóch chlopaków przeychalo sie nawzajem droczac o jakas glupote.
- Wiesz co, jestem teraz troche zajety ale moge poradzic abys pojechala na posterunek policji. Tam znajdziesz komendanta Swan'a, ojca Belli. To jakby nie bylo jego rodzina wiec bedzie mogl poinformowac Cie znacznie lepiej niz ja - wyjasnil.
- Ok, a wiec dzieki za pomoc. Jakos sobie poradze...to...eee...narazie. - wybakalam i ruszylam do wyjscia.

Dojechanie do pobliskiego parku zajęło mi około 7 minut. Zostawiłam samochód na parkingu i skierowałam się do głównej alei parku. Nie był on wielki, zwyczajny, z brązowymi ławeczkami, które ustawione były od siebie co kilka lub kilkanaście metrów. Trawa była mokra po ostatnim deszczu. Z drzew gdzieniegdzie spadały jeszcze niewielkie krople. Nie było wielu ludzi. Moją uwagę przykuła pewna para, która właśnie podążała na przeciw mnie. Nie było w nich nic nadzwyczajnego i chyba właśnie ta ich zwyczajność przyciągała moje zainteresowanie. Patrzyłam na nich przez chwile. W wyobraźni pojawiły się przeniki tego jak mogło wyglądać ich życie. Dom, praca, wakacje... Prawdopodobnie nie mieli dzieci. Nie wykluczało to jednak faktu, że mogą je jeszcze mieć. Z pewnością wyglądali na szczęśliwych.
A ja? Czy byłam szczęśliwa? Może, jeśli można było nazwać osobę samotną - szczęśliwą. Od dłuższego czasu nie narzekałam na swoje dotychczasowe życie. Nie czułam się inna. Miałam swoje plany, pracę. Tylko czy nie byłam nią za bardzo pochłonięta? Pochłonięta na tyle, że nie widziałam dookoła siebie ludzi, świata tętniącego życiem? Nie pamiętam kiedy ostatni raz dobrze się bawiłam. Czyżby teraz doskwierała mi tęsknota? Taki spacer dobrze mi zrobił. chciałam trochę pomyśleć i zastanowić się jak wykorzystać informacje o komendancie Swanie.

Musiałam przemyśleć czy do niego jechać, co powiedzieć i czy przypadkiem nie zdradziło by to mojej obecności w miasteczku. Przecież ojciec niejakiej Belli, na pewno powiedziałby rodzinie, że się nimi interesuje. Musiałam to więc dobrze rozplanować. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy nie odłożyć też spotkania z Carlisle'm. Nie wiem. Na razie postanowiłam obeznać się trochę z sytuacją.

Wkładałam już kluczyki do stacyjki, kiedy nagle zorientowałam się, że przecież nawet nie użyłam ich do otwarcia samochodu. Byłam tak zamyślona i zadumana, że nie zauważyłam iż samochód był już otwarty. Nie zamknęłam go idąc w stronę parku? Nie, to było nie możliwe Pamiętam, że nawet sprawdzałam drzwi.Były zamknięte, kiedy zostawiałam tu swój wóz. Wysiadłam gwałtownie z auta rozglądając się wokoło własnej osi. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie zauważyłam nic dziwnego. Jednego byłam pewna. Ktoś tu był, wszedł do mojego samochodu, z pewnością się rozejrzał i uciekł zapominając o ponownym jego zamknięciu.

Ale kto i po co?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zuzia_th dnia Czw 15:26, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sandra




Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pon 4:10, 16 Mar 2009    Temat postu:

ACH, te psychofanki tłilajta

wyrośniesz z tego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
meds




Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 6742
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:21, 16 Mar 2009    Temat postu:

Sandra napisał:
ACH, te psychofanki tłilajta

wyrośniesz z tego

Dostajesz ostrzeżenie.
Tutaj oceniamy pracę, a nie gusta.
I nikogo tu nie obrażamy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez meds dnia Pon 20:22, 16 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuzia_th




Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieberland

PostWysłany: Wto 15:54, 17 Mar 2009    Temat postu:

dodaje drugi rozdział mojej i (mojej siostry) "książki"
mam nadzieję ze sie wam spodoba i bede wdzieczna za komenty co o tym sadzicie:)


rozdział 2 - Nowe doznanie

Dzisiejszej nocy znowu bardzo duzo rozmyslalam. Po wczorajszym wydarzeniu, mialam teraz troche wiecej na glowie. Do zamartwiania sie nad rodzina Cullenów doszla mi takze zagadka kto mógl odwiedzic mój samochód i po co. Nie bylo to zwyczajne wlamanie przez jakis gówniarzy czy nawet zlodziei wyzszej rangi. Nikt nic nie ukradl, wszystko bylo na swoim miejscu. Poza tym wlamywacz zrobil to bardzo precyzyjnie. Zupelnie jakby posiadal drugie kluczyki. Ale to przeciez byl non sens. Tylko ja posiadalam kluczyki do tego samochodu no i pewnie moja wypozyczalnia. Tylko jaki powód mialaby ona do przeszukiwania samochodu, robiac to jeszcze w ten sposób. Równie dobrze mogla zrobic to w moim towarzystwie. Cos bylo nie tak i dobrze o tym wiedzialam. Nie moglam teraz jednak zawracac sobie tym glowy kiedy wazniejsza role odgrywala rodzina Cullenów.

Jest sobota co oznaczalo iz Carlisle w dalszym ciagu spedza swój weekend z dala od miasta. Co mialam robic? Jechac na posterunek? Zastanawialam sie jak dowiedziec sie gdzie mieszkaja, tak zeby nikt nie nabral podejrzen ani nie zechcial specjalnie informowac ich o moich poszukiwaniach. Na razie chcialam pozostac anonimowa. Jedyną osobą, która wiedziała czego szukam był Mike. Ale jak sam wspomniał z Cullen'ami dawno nie miał nic wspolnego a więc nie miał jak zapewne im donieść tego iż o nich pytałam. No i jeszcze ta pięlegniarka. Jednak nią mogłam nie przejmować się zupełnie. Dla niej byłam po prostu kolejna pacjentką starającą sie o wizytę u doktora. Hmmm...jak na pacjentkę moja wizyta miała mieć charakter dość nietypowy.

Z nudów zaczęłam oglądać telewizję w której i tak nic się nie działo. Obejrzałam już dwa seriale i wiadomości dochodząc do wniosku, że i tak z tego nic nie wiem. Musiałam wyjść i zacząć coś robić. Jak długo mogłam czekać. Dzień za dniem uciekał. Musiałam się sprężyć jeśli chciałam coś osiągnąć a na razie moja tułaczka nie przynosiła żadnych efektów po za tym iż prawie dałam się okraść. Przebrałam się w nieco wygodniejsze ciuchy. Nałożyłam na siebie zwykłą kurtkę i adidasy i pobiegłam szybko na dół. Mój samochód jak zwykle stał na tym samym miejscu parkingowym. Tym razem nikt do niego nie zaglądał. Był szczelnie zamknięty tak jak zostawiłam go wczoraj wieczorem.

Tak jak i do szpitala na posterunek dojechałam bez żadnych problemów. Może dlatego, że były to budynki publiczne. Nie mogłam dłużej zwlekać. Miałam pewien plan. A mianowicie to właśnie dziś miałam wybrać się do domu Cullenów. Nie zamierzałam z nimi rozmawiać ani wchodzić do środka. Chciałam tylko poobserwować miejsce w którym osiedlili się na tak długi okres. Do tego potrzebny mi był komendant Swan.

Na posterunku było dość cicho. Czasami było tylko słychać dzwoniący telefon lub
rozmawiających między sobą policjantów. Jeden z nich wyróżniał się jakoś bardziej - z pewnością był to komendant. Nie tracąc czasu podeszłam w jego stronę i zapytałam - przepraszam, komendant Swan?
- Tak, to ja. Czym mogę Pani służyć?
- Ma Pan chwilkę czasu? - zagadnęłam, układając precyzyjnie w swojej głowie mój mały plan.
- Tak, służę pomocą jak powiedziałem - uśmiechnął się lekko - jak na komendanta przystało.
- Wiem, że Pan wie gdzie mieszka rodzina Cullenów. Chciałabym tam jakoś dojechać aby móc z nimi porozmawiać a właściwie to z Doktorem Carlisle'm.
- Ma Pani pecha. Doktor jest aktualnie poza miastem z całą resztą rodziny. Jeśli to może poczekać, złapie ich Pani w przyszłym tygodniu.
- W zasadzie to nic pilnego. Chciałam zaciągnąć tylko rady Pana Doktora. Powiedziano mi, że to jeden z lepszych w tym mieście i chyba nie tylko.
- Ah, tak. Faktycznie Carlisle to dobry doktor, jeden z najlepszych jakich znam - potwierdził - może zapisze się Pani na wizytę? Myślę, że na poniedziałek nie było by żadnego problemu. Nie rozumiem tylko dlaczego przychodzi Pani w tej sprawie na posterunek policji? - zaśmiał się serdecznie.

- Dostałam informacje, że Cullenowie to także Pańska rodzina - ugryzłam się w język, czy aby nie za dużo mówiłam? Mógł mieć co do mnie przecież jakieś podejrzenia - Ja...ja po prostu nie potrzebuję wizyty. Chciałam tylko zapytać o drobną opinię więc pomyślałam, że najlepiej było by mi zastać doktora w domu. Moja obecność tam naprawdę nie potrwa długo a i nie przeszkodzę Panu Cullen'owi w pracy.
-Hmmm...w takim razie co mogę dla Pani zrobić? - obrócił się stronę lady aby położyć tam swój kubek gorącej kawy.
- Gdyby był Pan uprzejmy podać mi adres z wytłumaczeniem najprostszego dojechania na miejsce? Zjawię się tam jutro kiedy doktor wróci z urlopu.
- No dobrze, w takim razie. To nie tak daleko. Właściwie to wybieram się teraz w tamtą stronę. Może Pani pojechać za mną do drogi głównej a następnie pokaże Pani który to skręt. Będzie Pani łatwiej zapamiętać jak tam dojechać.
- Ach, naprawdę będę wdzięczna. - odparłam uśmiechając się grzecznie. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. Nie zadawał nawet wielu pytań.

Jechaliśmy przez jakąś chwilkę drogą główną z centrum miasta przejeżdżając następnie nad rzeką Calawah. Przede mną komendant a ja za nim nie spuszczając go z oczu ani nie dając wyprzedzić się innym pojazdom. Im dłużej jechaliśmy tym rzadziej było widać jakiekolwiek domy. Było ich coraz mniej aż w końcu zupełnie zniknęły nam z oczu. Dookoła rozpościerał się już tylko las. Komendant w końcu zatrzymał pojazd na poboczu. Zaparkowałam zaraz za nim wysiadając z wozu.
- To tu - powiedział trochę bardziej donośnym głosem gdyż przejeżdżające co jakiś czas samochody zagłuszały nasze głosy. Ujrzałam nieutwardzoną drogę, która zapewne wiła się w głąb lasu jeszcze dobre parę mil. - Tędy dojedzie Pani do Cullenów. Droga do końca prowadzi pod sam dom.
- Dziękuję, teraz o wiele łatwiej będzie mi się dostać. - odparłam z uśmiechem na twarzy - Dobrze to ja w takim razie będę powoli wracać do miasta. Rozejrzę się tylko kawałek jak wygląda droga.
- Nie ma za co, mam nadzieję, że uda się Pani jutro porozmawiać z Carlisle'm. -

Pomachał mi na pożegnanie, wsiadł do radiowozu i odjechał. Ja sama wsiadłam do auta zaczynając to niby nawracać aby komendant nie miał żadnych wątpliwości iż pojadę dalej. Poczekałam aż zniknie z horyzontu po czym ruszyłam w kierunku dopiero co odkrytej drogi.

Jadąc zastanawiał mnie fakt iż komendant bez żadnego problemu zaprowadził mnie aż tutaj. Przecież mogłam być przestępczynią pragnącą zdemolować ich dom dostając się tam z pomocą komendanta pod byle jakim pretekstem. A może po prostu budziłam w nim na tyle zaufania, że komendant uznał iż nie jestem zagrożeniem tylko faktycznie pacjentką szukającą pomocy. A może miał mnie mieć na oku? Nie ważne teraz zbytnio mnie to nie interesowało i tak byłam sprytniejsza niż on. Jechałam już którąś milę z kolei, aż nagle znalazłam się na niewielkiej polanie otoczonej dookoła sześcioma sędziwymi cedrami, co sprawiało iż wcale nie było tu jaśniej. Wtedy ujrzałam to czego tak bardzo od dawna pragnęłam. Był to zgrabny dwu piętrowy dom w kolorze złamanej bieli zbudowany na planie prostokąta. W tej chwili poczułam coś dziwnego....uczucie jakie do tej pory jeszcze mi nie towarzyszyło, okazało się jakimś silnym poczuciem przynależności do miejsca którego tak bardzo nienawidziłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuzia_th




Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieberland

PostWysłany: Sob 21:16, 21 Mar 2009    Temat postu:

rozdział 3

Powrót


Wpatrywałam się tak jeszcze przez chwile nie za bardzo wiedząc co robić dalej, jakie decyzje podjąć, co mnie czeka. Wszystko było tak zawiłe, tak inne niż do tej pory. Nie wierzyłam, że byłam taka bezradna. Ja. Vivianne Egan. Boże, co ja sobie myślałam przyjeżdżając tutaj? Jest chyba gorzej niż to sobie wyobrażałam. Teraz zwątpiłam we wszystko. Po mojej głowie kłębiły sie różnorakie myśli. Zastanawiałam sie czy po prostu nie wsiąść w samochód, pojechać na lotnisko i zostawić to wszystko za mną. Wrócić do Europy i udawać, że przyjazd tutaj nigdy nie miał miejsca.
Stałam tu i teraz, przed tym domem, tylko domem. Co miało być kiedy przyszło by mi rozmawiać z samym Edwardem? Powinnam być silna, zresztą zawsze byłam, dopóki nie znalazłam się we Forks. Nie cofnę jednak tego co zrobiłam już do tej pory. Nie mogę tak po prostu uciec. Obiecałam to sobie. Prawie osiągnęłam swój cel. A więc muszę go dokończyć. Wiem co mnie tu przyprowadziło. Chce poznać prawdę. Chce aby oni poznali prawdę. Chcę wiedzieć co będą czuć, chcę żeby oni wiedzieli co czułam i czuje ja.

Jadąc z powrotem jak zwykle dumałam nad historia mojego życia. Wszystko wokół było nadzwyczaj spokojne , co tym bardziej nie pozwalało mi wyrwać się od ponurych myśli. Dojechałam w końcu do drogi głównej, następnie kierując sie w stronę miasta. Podróż zleciała mi niesamowicie szybko. W miasteczku zapadał juz zmrok. Skierowałam sie pod mój motel, parkując samochód jak zwykle na tym samym miejscu. Nie było tu zbyt wielu ludzi. W sumie kto chciałby spędzać wakacje we Forks? Owszem na swój sposób było tu naprawdę ładnie, może tylko trochę nudno i deszczowo. Weszłam na górę od razu rzucając sie na moje łóżko. Kolejna noc rozmyślania? Ile można? Musiałam w jakiś sposób zwrócić uwagę na coś innego. Zapomnieć chociaż na moment po co tu jestem. Włączyłam wiec telewizor i zatrzymałam na pierwszym ciekawszym filmie. Dalej nie dawało mi jednak spokoju dlaczego komendant Swan bez żadnych zastrzeżeń pokazał mi dom Cullenów.

Co jeśli kontaktował sie z nimi wspominając o mnie? Może to Cullenowie kazali mnie mu przyprowadzić. Wiedzieli? Ale jakim może sposobem? Bo kiedy im może miał to powiedzieć? Przecież stałam przed nim wtedy na posterunku. Nikt do niego nie dzwonił, nikt niczego mu nie przekazywał. Prędzej czy później miałam zamiar sie tego dowiedzieć.

Nawet nie wiem kiedy wybiła godzina 11.00 rano następnego dnia. Niedziela, tak to dziś rodzina Edwarda miała pojawić się z powrotem w miasteczku. Tylko co mi to dawało? Miałam z nimi dziś porozmawiać? Pojawić sie zupełnie nagle? Egan, weź sie w garść! Przecież musisz. Chyba zgupiałam już do reszty. Popołudnie spędziłam w sumie w pokoju nigdzie nie wychodząc. Obejrzałam jakiś durny film Zastanawiałam się tyrochę nad moim planem i jak rozegram całą tą sytuację. Czy będę w ogóle w stanie. Jak co dzień, bo stawało sie to juz rutyną, wyszłam przed motel zastanawiając sie co czeka mnie przez resztę dnia. Do tej pory nic specjalnego nie osiągnęłam. Przydałoby sie w końcu działać troszke konkretniej. Dosyć tego użalania sie nad sobą. Co miało być to miało być. Do powrotu Cullen'ów miało minąć trochę godzin więc postanowilam, ze podjade do sklepu Mike'a. Jadac niespodziewanie naszly mnie mysli troche inne niz do tej pory. A mianowicie ciekawilo mnie jak wyglada Edward. To znaczy jak wyglada naprawde, w rzeczywistosci. Jak sie zachowuje, jak porusza, jak brzmi jego glos. Przeciez od tylu lat wmawialam sobie jak bardzo go nienawidze a teraz nagle przyszlo mi do glowy, ze moze jednak chcialabym go poznac. Chcialam chociaz zeby wyjasnil mi pare rzeczy. Potem mógl sobie robic co chce. Mnie i tak by juz tu nie bylo. Zalezalo mi glównie na informacjach. Zastanawialam sie takze czy on w ogóle wiedzial o moim istnieniu? Czy to dopiero ja sama musialam go tym faktem oswiecic? Wiedzialam, ze jesli nie spróbuje, nie dowiem sie niczego konkretnego.

Dojezdzajac do sklepu zrozumialam, ze z moich planów nici. Przeciez jest niedziela a Mike pewnie siedzi w domu przed telewizorem lub bawi sie na jakiejs imprezie z rówiesnikami. Szkoda, chcialam popytac go o pare drobnostek. Wymyslilabym jakis kolejny pretekst aby dowiedziec sie czegos z zycia Cullenów. Gdybym wiedziala gdzie mieszka. Chociaz to byloby chyba glupim posunieciem.
- Czesc Vivianne! - rozmyslanie przerwal mi nagle jakis glos. Obrócilam sie za siebie. Los chyba mi sprzyjal. Chcialam to mam, Mike'a we wlasnej osobie. Co sie ze mna dzialo? Bylam tak zamyslona, ze nie potrafilam nawet zauwazyc, ze idzie w moja strone?
- Czesc - odpowiedzialam - wlasnie mialam Cie odwiedzic, tylko, ze przegapilam fakt iz dzis sklep jest zamkniety.
- No tak. Jestem tu tylko po pare rzeczy. Musze podwiezc je znajomym rodziców. Jakas pilniejsza sprawa. - wytlumaczyl - Ale jesli chcesz, to mam jakies pól godziny.
- Hmmm...wiesz...no chcialabym porozmawiac - zaczelam.
- Wal prosto z mostu. Ale nie zgubilas sie chyba? A moze nie wiesz jak trafic na posterunek przez co nie mozesz odwiedzic takze Cullenów? - zasmial sie. Byl to jednak usmiech serdeczny, nie jakis zlosliwy.
- Na posterunek trafilam, do Cullenów tez. No ale jak chyba wiesz nie zastalam ich. - odwzajemnilam usmiech. - Ale jest cos co mozesz dla mnie zrobic. Opowiedz mi cos o nich. No wiesz, kiedy to jeszcze chodziliscie razem do szkoly.
- Hmmm...naprawde zaskakujesz mnie tymi pytaniami - zasmial sie ponownie - wejdzmy do srodka, zobacze co da sie zrobic - odparl po czym wyciagnal klucze kierujac sie w strone sklepu.

W pomieszczeniu jak zwykle cieplej bylo niz na zewnatrz i chyba zdecydowanie lepiej na rozmowe. Mike wyciagnal dwa mniejsze krzeselka z magazynu sklepu po czym wykonal gest informujacy mnie, ze moge swobodnie usiasc.
- A wiec co chcialabys wiedziec, panno Vivianne? - zdawalo mi sie, ze coraz bardziej sie rozluznial i usmiechal przez wiekszosc czasu.
- No cos o Cullenach...jacy sa. Jak wygladalo wasze zycie szkolne? Znaliscie sie dobrze?
-Hmmm...odpowiem pod jednym warunkiem. Ty powiesz mi dlaczego to Cie tak interesuje? Huh? - stało sie. Wiedziałam, ze w końcu o to zapyta. No ale bez tego chyba obejść sie nie mogło. Cosś wymyślić musiałam.
- To długa historia. Po prostu przyjaźniłam się z Edwardem dawno temu. Chociaż przyjaźniłam to chyba nawet za dużo powiedziane. Mieliśmy przyjemność sie kiedyś spotkać, pogadać i takie tam sam wiesz. Ale to taka bardzo krótka znajomość. Nie znam nawet jego rodziny - improwizowałam jak tylko mogłam. Próbowałam wymyślić na poczekaniu historyjkę która dobrze by sie sprzedała. Jakby nie bylo w tym co mówilam, było także trochę ziarenka prawdy. Hmm...tak czy owak Mike wydawał się być osobą, którą jaka kolwiek odpowiedź satysfakcjonowała - wiesz ja miałam swój świat a Cullen swój - dokończyłam, mając jednocześnie nadzieję, że nic nie będę musiała już dodawać.
- Yhym...No tak swój świat. Cullen z pewnością ma swój świat. W szkole też tak miał. Trzymał sie tylko ze swoim rodzeństwem. Wiele dziewczyn wtedy na niego leciało a on niczym się nie przejmował. Jakby był jakimś pępkiem świata. Chyba nie powiesz mi jeszcze, że też Ci się podobał i teraz postanowilaś o niego zawalczyć?
-Ja? Co? Nie, ja tylko chciałam go zobaczyć, nic więcej. No wiesz..heh...może i jest przystojny ale to nie to... - Boże co ja wygadywałam! - chciałam z nim trochę porozmawiać, powspominać. To takie do niczego nie zobowiązujące spotkanie. - nie chciałam juz nic więcej mówić. Przecież to były takie głupoty.
- Aha. Dobra ok. Nie wiem co bylo pomiedzy Toba a Cullenem ale wiem, ze teraz jest chyba szczesliwy. Z zona i cala rodzina. Wiec jesli bys próbowala...
- Nic nie bede próbowala! Mówilam Ci to zwyczajne spotkanie! Tak sie zlozylo, ze akurat bylam nie daleko stad wiec pomyslalam, ze wpadne. - prawie to wykrzyczalam. Ochlonelam troszke i ciagnelam dalej - Czyli w zyciu mu sie ulozylo? A ta jego zona, córka komendanta? Gdzie ja poznal?
- Belle? Przyjechala pomieszkac z ojcem bo jej mama wyruszyla gdzies tam ze swoim nowym mezem baseballista. Bella nie chciala jej zatrzymywac przy sobie. Wiedziala, ze uszczesliwi matke pozwalajac jej na tę podróż. Sama wiec wybrala sie tutaj. Pojawila sie w naszej szkole i jako jedna jedyna zainteresowala swoja osoba Cullena. Jakby na nia czekal. Od tego czasu byli prawie nie rozlaczni dopóki Edward nie wyjechal z rodzina. Zalamala sie wtedy biedaczka. Miesiacami nie mogla dojsc do siebie. Ale oni ponownie wrócili. I ponownie wszystko sie ulozylo a nawet oglosili swój slub. A szkoda, w pewnym okresie myślałem, że jednak nawiążę z Bellą silniejszy kontakt - uniósł oczy do góry poruszając lekko głową tak jakby właśnie wymarzył sobie przyszłość z Bellą.
- A reszta rodziny? Zaakceptowali slub? - nie przerywałam.
- No tak. Byli bardzo otwarci na Belle. Z tego co wiem, byla chyba najlepsza przyjaciólka siostry Edwarda - Alice. Wszyscy ja tam akcpetowali.
- To ilu jest ich wszystkich w rodzinie? - zapytalam zaciekawiona.
- Rodzice Edwarda, dwaj bracia, dwie siostry, Edward i Bella. Słyszałem tez plotki, ze adoptowali siostrzenice Edwarda. Więc rodzinka się powiększa. - siostrzenice Edwarda? Robiło się coraz ciekawiej. Byłam wdzięczna losowi, że pozwolił mi na dzisiejszą rozmowę z Mike'm. Byłam teraz bogatsza o tyle wiadomości - Długo tu są? Czy oni nie studiują? - zapytałam szybko aby podtrzymać temat.
- No, nie wiem do końca. Bella z Edwardem mieli wyjechać na studia do jakiegoś miasta. Niestety nie znam szczegółów. Jak już mówiłem mój kontakt z nimi aktualnie ograniczył się do minimum. Ja sam niedługo wyjeżdżam na studia. Wreszcie się trochę wyrwę. A ty? Studiujesz? Skąd ty w ogóle jesteś? - zaczął dociekliwie zadawać mi pytania. Zastanawiałam się czy pakować sie w tę rozmowę bardziej. Mógłby przecież zacząć podejrzewać, że coś ze mną jest nie tak. I tak wyglądałam już na swój sposób dziwnie. Czułam jednak, że jestem mu winna wyjaśnienie chociaż by takie jak skąd pochodzę czy gdzie mieszkam.
- Pochodzę ze Stanów. jestem Amerykanką, jak widać ale od dłuższego już czasu mieszkam w Europie. Aktualnie we Francji.
- Oooo...musisz mieć fajnie. Ja gdybym mógł też chciałbym zobaczyć Europę.
- Niczym się to zbytnio nie różni. Tu ludzie, tam ludzie. życie, praca, dom. Na tym samym rzecz polega. - uśmiechnęłam się.
- No tak, chyba masz rację. A pracujesz, studiujesz?
- Studiuję. Stosunki międzynarodowe. - czym prędzej wstałam z krzesełka i rzuciłam do Mike'a - wiesz trochę późno się zrobiło. A ty chyba miałeś jakąś sprawę do załatwienia? Nie będę Cię już męczyć. Obiecuje, że opowiem ci coś jeszcze następnym razem. A teraz owinnam wracać już do motelu.
- Rany! No to się zasiedziałem z pół godziny zrobiła się jedna cała. Jeśli się pospiesze to jeszcze zdążę. W takim razie do innego razu. Mogę Ci coś jeszcze poopowiadać z życia Forks.
- Heh, dzięki. Zapamiętam. No to ja się biorę. Do zobaczenia w takim razie - dziwnie śpieszno było mi do wyjścia. Usłyszałam już tylko za sobą jak Mike odpowiada mi cześć i zamyka drzwi sklepu.

Dzień zleciał mi niesamowicie szybko ale przede wszystkim znowu nie był dniem najciekawszym Owszem dowiedziałam się sporo od mojego nowego znajomego ale przecież to była drobnostka w porównaniu do tego co dopiero miało być. To mogło mi co nieco pomóc. Najpierw przyglądnę się Edwardowi. Następnie z nim porozmawiam. Nie wiedziałam tylko jak i gdzie najlepiej go zaobserwować. Mogłabym zrobić to dzisiaj jadąc do ich domu. Ale to było by bez sensu. Nawet nie zdążyłabym dojechać pod sam dom a oni pewnie wylecieli by mi na powitanie parę mil przed. Byli przecież czujni, sprytni i inteligentni. Kto ja kto ale ja wiedzieć to musiałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uncandy




Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:55, 22 Mar 2009    Temat postu:

Zuzia, czy ty nie jesteś zarejestrowana na tym forum, o którym myślę? Laughing
Nie czytałam jeszcze twojego FF, nie mam ostatnio weny na pisanie, tłumaczenie, czytanie itepe... Wink Ale zabiorę się w końcu, obiecuję Laughing

A pani Sandrze radzę zapoznać się z pojęciem psychofan Wink Poza tym, co złego, że podoba nam się Twilight?
A, no i jeszcze jeśli chodzi o fonetykę - nie tłilajt, raczej tłajlajt Razz
Dziękuję za uwagę, do widzenia. Tak, wiem, czepiam się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuzia_th




Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieberland

PostWysłany: Nie 16:40, 22 Mar 2009    Temat postu:

uncandy napisał:
Zuzia, czy ty nie jesteś zarejestrowana na tym forum, o którym myślę? Laughing


nie wiem o jakim forum myślisz ale jestem na takim jednym o twilight:) z tym ze tam to opowiadanie jest dodawane przez moja siostrę (olcia89) bo piszemy to razem:D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uncandy




Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:30, 26 Mar 2009    Temat postu:

Tak, tak, w takim razie kojarzę już Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuzia_th




Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieberland

PostWysłany: Czw 15:24, 26 Mar 2009    Temat postu:

Rozdział 4
Prawda

Wreszcie dzień, w którym może w końcu zaczęłoby się coś dziać. Przecież sama wmawiałam sobie, że nie będę siedziała bezczynnie w weekend, a i tak nic specjalnego nie zrobiłam. Zdążyłam tylko dowiedzieć się, gdzie mieszkają Cullen'owie i porozmawiać co nieco z Mike'm. Dziś na pewno miało się to już zmienić. Przebrałam się w jakieś wygodne ciuszki, narzuciłam kurtkę już w biegu i wyszłam. Niespodziewanie dziś miałam takie samo dziwne uczucie, jak wtedy gdy ktoś włamał się do mojego samochodu. Czułam coś dziwnego, wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. I raczej robił to już od dłuższego czasu. Rozglądałam się dookoła, ale nie spostrzegłam niczego ani nikogo podejrzanego. Może to ktoś od Cullen'ów. Może wiedzieli już, gdzie się zatrzymałam. Może już mnie śledzili. Mogli być sprytniejsi ode mnie.

W samochodzie spoglądałam w lusterka co jakąś chwilkę, aby upewnić się, że nikt podejrzany, za mną nie jedzie. Miałam wrażenie, że z każdym dniem robię się coraz bardziej bezsilna. Jakaś zupełnie oderwana od rzeczywistości. Czy ja aby nie za dużo czułam? Czy to były emocje? W jakieś pięć minut dojechałam na parking szpitala w Forks. Wysiadłam z samochodu, przekręciłam kluczyk w drzwiach i upewniłam się raz jeszcze, że są zamknięte. Nie chciałam mieć jakichkolwiek wątpliwości, że to ja sama mogłam zapomnieć o tak prostej czynności, jaką wykonują wszyscy dookoła mnie. Jakoś im chyba nie przytrafiało się zastawać swojego samochodu otwartym. No cóż oni byli zwyczajni, prowadzili zwyczajne życie. Nie mieli na głowie takich problemów, jakie niestety miałam ja. Czym prędzej skończyłam zastanawiać się nad takimi błahymi rzeczami i wzięłam się w garść. Zrobiłam głęboki wdech, tak jakby mi coś to dawało, i ruszyłam do drzwi szpitala.

Na miejscu zastałam te samą Panią, która przywitała mnie tu już ostatnim razem. Podeszłam do niej uśmiechając się szeroko. Musiałam jakoś sprawiać dobre wrażenie. Może wtedy szybciej załatwi mi spotkanie z Carlisle'm. Chociaż dla niej byłam kolejną pacjentką. Co ją obchodziły moje sprawy i to, że muszę widzieć się z doktorem w trybie natychmiastowym?
- Dzień dobry - przywitałam się serdecznie - chciałam zapytać o doktora Cullen'a. Miałam przyjemność już raz z Panią rozmawiać, jednak poinformowała mnie Pani, że doktor jest poza miastem na weekend. Czy już wrócił?
- Ach tak. Dzień dobry. Tak, doktor Cullen już wrócił i aktualnie znajduje się na terenie szpitala. Nie mogę jednak Pani na dziś umówić. Doktor Cullen ma trochę napięty harmonogram. Ostatnimi czasy trafia do nas dużo pacjentów. - wytłumaczyła i ciągnęła dalej - mogę Panią zapisać. Jeszcze w tym tygodniu będzie miała Pani wizytę.
- Ale ja pilnie potrzebuje się z nim skontaktować. Zobaczyć. To naprawdę bardzo ważne i nie zajmie dużo czasu. Sama chciałabym umówić się z doktorem.
- Przykro mi. Nie mogę umówić Pani z Doktorem na ostatnią chwilę.
- To nie potrwa długo. Chciałam zapytać jedynie o wizytę domową. - uparcie próbowałam przekonać pielęgniarkę. Brałam pod uwagę przewiniecie się do Carlisle'a , jeśli ta baba miała mnie tam nie wpuścić.
- Jak już Pani powiedziałam....
- Dzień Dobry - przerwał jej w połowie jakiś glos - Jenny dziękuję za fatygę, ale sam zajmę się ta Panią - zwrócił się teraz w moim kierunku. Spojrzałam na niego i nagle opanowało mnie coś dziwnego. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć, jak się zachować. To z pewnością był sam Carlisle Cullen we własnej osobie. To dało się wyczuć.
- Doktorze, ja...ta Pani nalegała na wizytę u Pana. Wiem, że jest Pan teraz zajęty więc próbowałam...
- Tak wiem, Jenny. Nic się nie stało. Dziękuję. Możesz zająć się resztą oczekujących. - odpowiedział ze spokojem w głosie. Zupełnie jakby się mnie spodziewał. W zasadzie zastanawiało mnie czy wiedział już wcześniej, że się pojawię czy wyczuł, że jestem na terenie szpitala.
- Proszę uprzejmie za mną, Pani... - czekał aż dokończę.
- Vivianne - odpowiedziałam - Vivianne Egan - ruszył przed siebie, a ja zaraz za nim. Szliśmy długim korytarzem szpitalnym dochodząc wreszcie do drzwi na samym końcu. Otworzył je zapraszając mnie jednocześnie do środka wskazując wejście ręką. W milczeniu przekroczyłam próg, doktor za mną zamykając za sobą drzwi.

W środku nie było jakoś szczególnie interesująco. Gabinet jak u każdego doktora. Biurko ze stertą papierów. Obok szafka w pełni wyposażona w jakieś lekarstwa. Było tam także łóżko dla pacjentów przyjmowanych. Ogólnie zwyczajnie.
- Proszę usiąść Panno Egan - jego głos brzmiał tak swobodnie. Był ogromnie rozluźniony, a jednocześnie bardzo opanowany.
-Dziękuję - odparłam, po czym usiadłam na wskazane mi miejsce. Siedziałam teraz na przeciwko samego Cullen'a. Nie był to może Edward, ale i tak czułam się lepiej najpierw rozmawiając z doktorem. Wreszcie mam to, czego chciałam. Tylko co ja mam teraz powiedzieć? Prawdę?
- No cóż. Nie mogę ukrywać, że się Pani spodziewałem. - zaczął, patrząc na mnie z zaciekawieniem - Co Panią tu sprowadza? Nie wiem jakie są pani plany. Chciałbym tylko zaznaczyć, że to nasz teren i jeśli chce Pani...
- Nie, jestem tu raczej na jakiś czas. Nie mam zamiaru zajmować waszego terytorium. I nie jestem tym, kogo bierze Pan pod uwagę. Bez obaw, jestem taka jak wy - wytłumaczyłam
- No dobrze. W takim razie co panią tu przyciąga? Jeśli nie polowanie? To nieco dziwne. Wędruje pani samotnie...taka młoda dama? - był ostrożny. Próbował zrozumieć czego chce. Przecież musiał także wiedzieć, ze szukam i jego i jego rodziny.
- Wolałam porozmawiać pierwsze z Panem. Prosiłabym jednak o dyskrecje. Zapewne wie Pan, że szukałam pańskiej rodziny. Spodziewał się mnie Pan, doktorze.
-Tak, nie ukrywam. Ja i moja rodzina wiedzieliśmy, że będziemy mieli gościa od kiedy moja córka zobaczyła panią rozmawiającą z komendantem Swan'em. Jesteśmy z reguły dobrze przygotowani na niespodzianki - mówił to tak, jakby chciał mnie ostrzec, że jeżeli mam jakieś niecne plany, nie ujdzie mi to na sucho. No tak, wiedzieli od początku. Mogłam się tego spodziewać. Przypuszczałam, że mają swoje zdolności. Zagadką było jednak dla mnie jakie.
- Doktorze, ja...niech się Pan nie martwi. Może Pan być zupełnie spokojny. Naprawdę jestem jedną z was. Jestem już taka, na tyle długo, że bez problemu umiem nad sobą panować. Nie skrzywdzę nikogo w obrębie Forks ani w żadnym innym miejscu na święcie. Tak samo jak wy, jestem wegetarianka.
- Postaram się wierzyć pani na słowo. A wiec, czego oczekuje Pani od mojej rodziny?
- To bardzo trudny dla mnie temat. Myślę, że lepiej będzie jeśli porozmawiam o tym z panem. Do tej pory nie widomym mi było jak wygląda pańska rodzina. Wiedziałam o panu i Edwardzie. To o niego chodzi mi najbardziej. Teraz kiedy już pana poznałam, może zdobędę się na wyjaśnienia. Chciałabym jednak, aby obiecał pan, że będzie pan na razie milczał. Uchylę rąbka tajemnicy w nadziei, iż zachowa ją doktor dla siebie. Nie ukrywam też, że liczę na pańska pomoc. - przyglądał mi się uważnie. Pokładałam w nim nadzieje, iż dzięki niemu zbliżę się nieco do Edwarda tak jak sobie to wyobrażałam. Nie chciałam pojawiać się w jego życiu nagle. Sama nie byłam na to przygotowana. Nie chciałam także wybuchać złością. Wiem, że gdyby moja rozmowa z Edwardem odbyła się spontanicznie, mogłabym źle zareagować. Nie wiem czy byłam gotowa na to aby przyjąć do świadomości to co on ma mi do powiedzenia. Miałam swoją wersję wydarzeń. Co jeśli jego jedno zdanie, rozwiałoby ją na kawałeczki? Trudniej byłoby jednak, gdyby on nie wiedział o moim istnieniu.
- Panno Vivianne? W czym mam Pani pomóc? - wyrwał mnie nagle z toku myślenia. Widocznie zamarłam na kilkanaście sekund.
- Ja...no więc... - nabrałam powietrza w taki sam sposób jak na parkingu przy aucie, kiedy to szykowałam się do tej właśnie rozmowy. Było to oczywiście zwykle przyzwyczajenie. Spojrzałam na Carlisle'a i ciągnęłam dalej.

No cóż, był w lekkim szoku, ale przyjął to do wiadomości całkiem naturalnie. Stwierdziłabym nawet, ze trochę go to podekscytowało. Zadawał mi wiele pytań. Zastanawiał się sporo nad całością. Gdzieś w jego głębi dało się wyczuć, że nie do końca w to wierzy. Analizował wszystko na swój sposób. Myślę, że był chyba nawet w stanie mi pomóc. Obiecał jak na razie dotrzymać sekretu. Dał mi czas na przygotowanie. Bałam się tylko, że w domu odkryją jednak o co chodzi. Dowiedziałam się miedzy innymi od doktora Cullen'a, że Edward posiada zdolność czytania w myślach. To komplikowało nieco sprawę. Szykując się pewnie na naszą rozmowę, nie musiałabym odzywać się za specjalnie często. On i tak wiedziałby to, zanim zdążyłabym coś powiedzieć. Mogłam wiec nawet milczeć.

Kierując się w stronę parkingu do mojego wozu, zauważyłam pewną drobną dziewczynę, wysiadającą właśnie ze swojego żółtego Porsche. Wyczułam ją natychmiastowo. Ona zapewne mnie także. Patrzyła na mnie nieco dziwnie, ale nie wrogo. Ona też stanowiła dla mnie duży problem. Czy było możliwością, aby dowiedziała się kim jestem, kiedy podejmę wreszcie czas i miejsce rozmowy z Edwardem? Musiałam być czujna i zataić wszystko, co siedziało w mojej głowie. Byłoby łatwiej gdybym od razu przyznała się wszystkim. Albo by mnie wyrzucili albo przyjęli z uśmiechem na twarzy. No, może oprócz Edwarda. Z resztą z wzajemnością. Na razie, moja nienawiść do niego nie ustępowała. Jedyne co mnie dziwiło to to, że chyba zaczynałam lubić Carlisle'a. Był naprawdę sympatycznym wampirem. Dokładnie taki, jak o nim słyszałam. Zwróciłam swoją uwagę ponownie na dziewczynę z Porsche. Teraz poruszała się w kierunku wejścia szpitala, zerkając na mnie co chwilę. Wsiadłam do swojego samochodu i czym prędzej ruszyłam do drogi głównej. Wiedziałam, że rozmawia teraz z doktorem. Hmm...Alice...widziała to. Widziała tą rozmowę. Czy mogła też znać prawdę? Czy miała na tyle wyraźną wizje, że wiedziała o co chodzi i dlatego zjawiła się dziś u Carlisle'a? I czy miała zamiar poinformować o tym Edwarda? A może, planowała już jakiś atak na mnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuzia_th




Dołączył: 13 Kwi 2007
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieberland

PostWysłany: Czw 15:25, 26 Mar 2009    Temat postu:

Rozdział 5

Polowanie


Jadąc z powrotem do motelu intensywnie myślałam nad tym, co wydarzyło się całkiem niedawno w szpitalu. Czy dobrze zrobiłam mówiąc prawdę Carlisle'owi? Przecież kto byłby dla niego ważniejszy - ja i moja tajemnica czy jego rodzina? Myślę jednak, że brał pod uwagę także dobro Edwarda. Co do doktora, nie czułam jakiś wyrzutów. Czułam, że jestem bezpieczna. Nie zamierzał mnie chyba wydąć, czego nie mogłam powiedzieć o tej całej Alice. Ten jej wzrok na parkingu. No i sam fakt, że przyjechała do Carlisle'a do pracy. Po co? Na pewno nie po to, żeby sprawdzić jak się miewa. Jestem prawie pewna, że i ona poznała moją tajemnicę. Czasem to nawet nie rozumiałam samej siebie. Przecież, prędzej czy później, miało być już po wszystkim. Moje życie mogło się diametralnie zmienić.

Już miałam skręcać na parking motelu kiedy nagle poczułam głód. Z pewnością odezwał się już dużo wcześniej, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy. Byłam chyba za bardzo przejęta, tym co mnie czekało. Teraz kiedy miałam już rozmowę z Cullen'em za sobą, emocje chyba troszkę opadły. Wyłączyłam migacz w samochodzie i skierowałam się na wprost, poza miasteczko. Małe polowanie nie mogło mi zaszkodzić. Wręcz przeciwnie, powinno mnie trochę wzmocnić. Ostatnimi czasy nie byłam chyba zupełnie sobą. Powinnam być silna i czujna, jak na wampira przystało. Tylko że ja byłam wampirem nieudacznikiem, jeśli chodziło o moje życie towarzyskie. Czego nie mogłam powiedzieć o swojej karierze. Rozwijała się bardzo dobrze, wręcz doskonale. Ukończyłam już tyle kierunków studiów, że w zasadzie powinnam się dokładnie zastanowić, jakie mogły mi jeszcze zostać. W swoim, jakże pięknym i szczęśliwym życiu, lubiłam trochę mieszać. A mianowicie kiedy to już zmęczyłam się ciągłym studiowaniem, szukałam sobie pracy odpowiadającej pod, któryś z moich ukończonych kierunków, co przychodziło mi z ogromną łatwością. Z kolei, kiedy znudziło mi się ciągłe zarywanie dni i nocy siedząc nad jakąś papierkową robotą, znów powracałam do życia studenckiego. Z takimi kwalifikacjami jak moje, mogłam dostać się wszędzie. Zwiedziłam także kawał Europy. Do niektórych wypraw musiałam się szczególnie przygotowywać. Europa potrafi być słoneczna. Umiałam także biegle posługiwać się paroma językami, jak na przykład francuskim, hiszpańskim, włoskim. Od niedawna zaczęłam interesować się także językami słowiańskimi typu polski czy czeski. W zasadzie dla mnie wyglądały niemalże tak samo. Planowałam także zmienić miejsce zamieszkania z Francji na Norwegię. Norwegia była krajem w sam raz dla mnie, zimnym i nieco pochmurnym. We Francji lokowałam się w najchłodniejszych rejonach kraju. Tam słońce gościło często, dlatego też czas najwyższy było to zmienić. W czasie poszukiwań Cullen'ów zwiedzałam każde możliwe miejsce, w którym mogli się osiedlić. Utrudnieniem było tylko to, że oni sami co jakiś czas je zmieniali. Dziwi mnie fakt, że na poszukiwaniach zeszło mi tak długo, bo aż trzy lata. Może to przez moją blokadę. Wcale nie było mi spieszno ich odnaleźć, aż do momentu, kiedy natrafiłam na konkretny trop. Wtedy, coś we mnie się obudziło i zapragnęło jak najszybciej się z nimi zobaczyć. W ciągu całego mojego istnienia, już jako wampir, zdarzyło mi się zastanawiać nad Edwardem. Nigdy jednak nie brałam pod uwagę tego, że będę chciała go szukać. W końcu tyle czasu minęło, ja żyłam sobie najnormalniej jak tylko się dało, on zapewne także. Po co miałoby się to zmieniać? W trakcie poszukiwań robiłam także przerwy, wracając co jakiś czas do Europy. Kilka razy chciałam nawet zrezygnować, kiedy to nachodziły mnie wyobrażenia spotkania z Edwardem. Po co rozgrzebywać przeszłość? Przecież było mi dobrze samej. W zasadzie, to miałam paru dobrych znajomych w postaci ludzkiej jak i tych w postaci wampirzej, którzy w zupełności mi wystarczali.. Akceptowali to jaka jestem. Wiedzieli, że nie jestem typem wielkiej imprezowiczki. Może dlatego nie nalegali zbytnio na moją obecność w szaleńczych wyprawach czy imprezkach. Ograniczałam się chyba do minimum.

Jak to zwykle rozmyślając straciłam poczucie czasu. Nie zauważyłam nawet jak daleko zdążyłam zajechać. Byłam chyba w sporej odległości od miasteczka. Było tu przyjemnie pusto i cicho. Wokół tylko las. Może to nawet lepiej. Przynajmniej Cullen'owie nie będą mieli pretensji bo jestem z dala od ich wyznaczonego terytorium. Teraz kiedy stałam patrząc przed siebie miałam coraz większą ochotę zapolować i oderwać się trochę od problemów. Ogarnęłam się w mgnieniu oka i ruszyłam przed siebie. Biegnąc w moim wampirzym tempie dobiegłam dość daleko w głąb lasu. Intensywnie skupiłam się teraz na zapachach jakie dało się tu wyczuć. Jeden z nich nieco mnie zaniepokoił. Był intensywny i znajomy.
- Przerwałam coś pilnego? - usłyszałam. Odwróciłam się ostrożnie za siebie w przeciągu pół sekundy. O wielkie, wyróżniające się z pośród innych drzewo, oparta stała Alice wpatrzona we mnie z zaciekawieniem, uśmiechając się dość łobuzersko.
- Nic się nie stanie, jeśli moje polowanie przeciągnie się o chwilkę - odpowiedziałam, jak gdyby nie robiło mi to różnicy, a w rzeczywistości odczuwałam głód coraz to intensywniej. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nic nie wskazywało na to, aby Alice miała składać mi wizytę, a tym bardziej w takich okolicznościach. - Coś ważniejszego ściągnęło Cię do mnie? - spytałam, zachowując się, jakby to spotkanie nie wywarło na mnie żadnego wrażenia.
- Przede mną nie musisz udawać. Dobrze wiesz co mnie tutaj ściągnęło. Dręczy Cię to, że wiem równie dużo co Carlisle? - zapytała cały czas nie zmieniając swej pozycji.
- Carlisle powiedział o Twoich możliwościach więc spodziewałam się, że prędzej czy później się tego dowiesz. Skoro wiesz już wszystko, czego ode mnie jeszcze oczekujesz?
- Tak samo jak Carlisle'owi zależy mi na dobru własnej rodziny. Postanowiłam więc sama wziąć sprawy w swoje ręce. W tej sytuacji mogę zrobić o wiele więcej niż Carlisle. Wiem na czym rzecz polega. - oderwała się teraz od drzewa i zrobiła krok do przodu upewniając się przy okazji, czy aby na nią nie naskoczę.
- Bez obaw. To, że nie pałam do Twojego brata najlepszym uczuciem nie znaczy, że skrzywdzę jego lub jego rodzinę. Nie mam zamiaru wytaczać wojny. To nie jego skrzywdził los. To ja oberwałam.
- Myślisz, że Edward nie cierpiał? Wystarczająco dużo już przeżył. Dla niego los także nie był łaskawy! A teraz pojawiasz się Ty, szykując się do zadania mu kolejnego ciosu. Właśnie teraz kiedy wreszcie jest szczęśliwy. Zastanów się, za nim zechcesz coś zrobić. - spuściła głowę w dół i zamilkła. Na jej twarzy pojawił się smutek - Nie mogę nawet przewidzieć, jak on sam na to zareaguje. Jesteś niezdecydowana, co utrudnia mi spoglądanie w przyszłość.
- Nie uważasz, że wyjaśnienia będą tu dobrym rozwiązaniem? Myślisz, że przychodzi mi to z łatwością? Że zapytam go co i jak, dowiem się szczegółów i wyjadę usatysfakcjonowana? - czułam się coraz bardziej rozgoryczona. Czułam się tak, jakby łzy miały napłynąć mi zaraz do oczu. Jakbym to miała wybuchnąć płaczem i do końca życia użalać się nad swoją nędzną egzystencją. Może i byłam wampirem, ale miałam swoje uczucia.
- Wiem jak bardzo to boli. Sama działam wbrew sobie. Góruje nade mną miłość jaką darzę moją rodzinę. Nie chcę, żeby cokolwiek zakłócało ich szczęście... - brzmiała tak dziwnie. Martwiła się. Bardzo. Miałam jej za złe, że próbowała odciągnąć mnie od moich planów, a jednocześnie czułam, że jestem winna jej wyjaśnienia.
- Ja...nie chce...nie odbiorę Edwarda ani Tobie ani jego żonie ani całej rodzinie. Zrozum...proszę...jeśli zdobędę się na to, co miałam w planach, zrobię to ostrożnie.
- Ty także spróbuj zrozumieć, nas. Nawet nie wiesz jak trudno ukrywać mi myśli przed Edwardem. Jeśli kiedyś mnie na tym złapie, będzie miał do mnie żal. To co się stało, nie stało się z jego winy. A teraz wybacz, ale muszę już wracać. Nie zapominaj o mojej prośbie. - odwróciła się w szybkim tempie i zniknęła w mroku gałęzi i drzew. Stałam wpatrzona w miejsce w którym zniknęła przez dobrą chwilę. Sprawa coraz bardziej się komplikowała. Teraz jeszcze bardziej pragnęłam porozmawiać z samym Edwardem. Słowa Alice chodziły po mojej głowie z jednego końca na drugi. Byłam tak roztargniona, że rzuciłam się w głąb lasu na polowanie. Chciałam zapomnieć...najlepiej o wszystkim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mina369




Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 15:59, 04 Lis 2009    Temat postu:

Wiesz, podoba mi się to co piszesz:). Jestem wielką fanką ,,Zmierzchu'', i tak szczerze, to wchodząc do tego tematu oczekiwałam, że kolejna fanka wymyśla tu jakieś durne bajeczki. Tak z ciekawości przeczytałam kawałek. Już po pierwszym zdaniu nie mogłam się oderwać od czytania Very Happy. Ja też sporo piszę i można powiedzieć, że nawet jestem wprawiona w to co robię, i szczerze jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Smile Gratuluję talentu Smile.
Mam tylko małą uwagę. Viviane jest wampirzycą, tak? Więc, tak mi się zdaje, że powinnaś bardziej się na tym skupić, myśleć jak wampir, wiesz jej wyostrzony węch, słuch itp. Kiedy zorientowała się, że ktoś był w jej samochodzie (jeśli to był któryś z Cullenów), powinna rozpoznać go/ ją po zapachu, który ten ktoś tam zostawił. Czytałaś te 12 rozdziałów ,,Zmierzchu'' oczami Edwarda, Stephanie Meyer? Jeśli nie, to powinnaś. Tam jest sporo tego, jak wampir widzi świat. Oczywiście, nie chcę się czepiać.
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum czytelnikow miesiecznika Fun Club Strona Główna -> Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin